Być kobietą. Nicki Minaj – Pink Friday 2 (Recenzja #200)

Wizerunek Nicki Minaj promujący jej album Pink Friday 2

Trochę trudno mi w to uwierzyć, ale taka jest prawda – to moja 200 recenzja! Tym bardziej to wyjątkowy moment, bo na warsztat wziąłem samą Królową, Nicki Minaj, oraz jej piąty studyjny album – „Pink Friday 2”.


Minęło pięć długich lat, odkąd Nicki Minaj wydała swój poprzedni pełnoprawny album. Szczerze uważałem wtedy, że Queen będzie tym ostatnim w karierze wywodzącej się z Trynidadu raperki. Atmosfera w jakiej do nas trafiał zdawała się równie wrzaskliwa, co po niektóre posiedzenia polskiego sejmu. Arogancja Pani Minaj sięgnęła niemalże szczytów Himalajów, co negatywnie przełożyło się na moje osobiste postrzeganie jej osoby.

Dlatego na wieść o premierze Pink Friday 2, miałem mieszane uczucia. Tym bardziej, że zaczęło się od okładki – pięknej i inspirującej, ale tylko okładki. Chyba nikt do dnia premiery nie wiedział, czego się muzycznie spodziewać po tym albumie. Jednocześnie obyło się bez nagłówków w prasie wieszczących o publicznych ekscesach Nicki, czy płomiennych wpisach na X o innych raperkach, na przykład Doja Cat. W istocie był to czas spokoju, co od strony PR-u doceniam, bo cóż rzecz, gdy twórczość ma mówić sama za siebie. No więc sięgnąłem po Pink Friday 2

Nicki Minaj stała się kobietą

Może to stricte osobiste wrażenie, ale Pink Friday 2 jest nader wyważonym albumem. To w zasadzie coś nowego, pamiętając, że Pani Minaj słynie ze swoich dzikich wcieleń. Oczywiście i tym razem ich nie zabrakło, ale zdają się być inne. Czy to kwestia realnego artystycznego wyboru, czy po prostu zmiany charakteru? O tym wie tylko sama zainteresowana. Nie zmienia to jednak tego, że ten album pokazuje jak kobieta po 40 nadal ma coś do powiedzenia i ma prawo zrobić to na własnych zasadach.

Niestety, Pink Friday 2 potwierdza fakt, że Nicki Minaj nie była i nie będzie artystką znaną z albumów. Ta potrafi stworzyć świetne numery, ale nie umie zrodzić między nimi historii, czy stworzyć takiej tracklisty, aby nie dać mi poczucia znużenia. Takich momentów jest w przypadku tego krążka parę, co było bardzo łatwe do uniknięcia. Gdy jest fajnie, jest naprawdę fajnie. Jednak gdy jest okej, jest tylko okej. Choć nie pojawiła się w mojej głowie myśl „co tu się odje***o”, zastąpiła ją „tylko tyle?”.

Co jednak przyjemne, promujące Pink Friday 2 utwory zyskały kontekst, dzięki czemu mogłem docenić je bardziej, niż w dniu ich premiery. Zaś jeśli chodzi o pozostałe utwory, tkwi w nich potencjał na więcej, choć trzeba słuchać ich więcej, aby pojąć ich istotę. Fani Nicki na pewno dadzą im ogrom miłości i sądzę, że do pewnego stopnia zasłużenie.

Dobra, stara Nicki

Pink Friday 2 nie próbuje wywrócić rap gry do góry nogami – i dobrze. Muzycznie jest zdecydowanie zachowawczy, choć konsekwentny w swoich wyborach. Nicki Minaj trzyma się dobrze znanych schematów i wyciska z nich tyle, ile uważa. Być może nie zaszkodziłoby, gdyby dała z siebie trochę więcej, ale godnie przyjmuję to, co dostałem. Tym sposobem otrzymujemy i trochę hip-hopu, i trochę popu. Sama Pani Minaj nie stroni od śpiewania, w czym towarzyszą jej chociażby Billie EilishCyndi Lauper czy Blondie, a to tylko część muzycznych gości.

Lirycznie natomiast Nicki pozostaje Nicki. Jestem najlepsza, reszta się nie umywa, drogie torebki, drogie buty – standarcik. Jednak są też takie momenty, gdy Pani Minaj zaskakuje swoją szczerością. Chociażby opowiadając o śmierci swojego taty czy o bardzo trudnych początkach swojej kariery. Ten album potrafi wzbudzić różne emocje, nawet wzruszenie, co na pewno działa na jego korzyść.

To, co najlepsze – to, co najgorsze!

Sprawa się robi się nieco skomplikowana, gdy muszę wskazać na najmocniejsze i najsłabsze momenty Pink Friday 2. Najmniej przykuły moją uwagę te numery, o których nie powiem za chwilę. Tak jak wspomniałem, to nie jest niesamowicie ekspresywny album, więc siłą rzeczy musiały wyróżnić się piosenki dzielące się swoją energią – nieważne jaką.

Co do tych najlepszych, na pewno są nimi najbardziej emocjonalne numery, czyli Are You Gone Already oraz Just Memories. Od dziś to moje ulubione ballady w wykonaniu Nicki, tuż obok Pills & Potions. Jeśli potrzeba bardziej imprezowego klimatu polecę Everybody i Pink Friday Girls. Jak już wspomniałem, promujące album numery – Super Freaky Girl, Last Time I Saw You, Red Ruby Da Sleaze i Big Diffrence, satysfakcjonują. W szczególności te dwa ostatnie, bo takiej Pani Minaj wszyscy oczekiwali i niestety jej nie dostali więcej, a szkoda.

Takie to Pink Friday 2. Dopracowane, choć z dość sporą dawką niedosytu. Nicki Minaj z pewnością mogła lepiej wykorzystać tych ostatnich pięć lat. Co by jednak nie mówić, doceniam jej album, bo płynie z niego jakaś szczerość, a tej Pani Minaj nie prezentowała szczególnie często.

Podziel się tym artykułem

Opublikowano:


Kategoria:



AUTOR