Walentynki roku 2020 przyniosły duetowi KARAŚ/ROGUCKI narodziny wspaniałej muzycznej relacji. Co prawda Ostatni Bastion Romantyzmu mnie ominął, ale publiczność zdawała się pozytywnie reagować na narodziny tego mezaliansu. Kuba Karaś, jedna druga duetu The Dumplings, należy do świata muzyki pop o elektronicznych korzeniach. Piotr Rogucki natomiast to świat rocka, będąc wokalistą legendarnej grupy Coma. Tym bardziej imponuje, że tak konsekwentnie tworzą i to z całkiem sporym sukcesem.
Szczerze przyznam, że nigdy nie byłem szczególnie zainteresowany tym, co KARAŚ/ROGUCKI mają do zaoferowania. Jednak wraz z recenzją Atlasu Iskier, trzeba było to zmienić. Jak sugeruje tytuł wspomnianego już debiutu, kryje się w nim ta romantyczna naiwność, której uważam, że polscy artyście niewiele w sobie mają. Czułe Kontynenty zaś są jak te kolejne wspólne wakacje. Wiemy już czego możemy się po sobie spodziewać, wiec ta ekscytacja jest zdecydowanie mniejsza, niż przy pierwszych wspólnych wojażach. Jak zatem prezentuje się w tym wszystkim Atlas Iskier?
KARAŚ/ROGUCKI świecą przykładem
KARAŚ/ROGUCKI stworzyli najbardziej dojrzałe dzieło w karierze. Nie wiem do końca na czym polega świetność Atlasu Iskier, ale nie sposób mi się od niego oderwać. Czy to autentyczność ich przekazu? Czy to sama muzyka? A może po prostu Panowie dotarli się i wycisnęli z siebie, wszystko co twórczo najlepsze? Jedno jest jednak pewne, wszystko ze sobą magicznie zadziało i nie pozwoliło mi się to nudzić ani przez jedną chwilę.
Atlas Iskier rzeczywiście jest jak te tytułowe iskry – błyszczący i dość ulotny. Jeśli wystarczająco szybko się nie dostrzeże, umkną bezpowrotnie. Z drugiej strony, nowe kompozycje KARAŚ/ROGUCKI są niezwykle energetyczne i dynamiczne, więc jak tu „podpierać ściany”. Nie ma czasu na zbędne myślenie, bo trzeba się cieszyć tą właśnie upływającą chwilą. Być może w tym tkwi sekret tego albumu…
Porządna dawka wrażeń
Muzycznie Atlas Iskier to zdecydowanie album rockowy, choć z elektrycznym rodowodem. KARAŚ/ROGUCKI raczej nie mieli w planie nastroić do tańca, ale pobudzić nas do akcji już zdecydowanie tak. Przy tych 40 minutach muzyki po prostu nie da się nudzić. Tym bardziej jestem ciekaw, czy energia tego krążka przekłada się na ich koncerty, gdzie potrzeba jej jeszcze więcej. Panowie nie zawodzą również w kontekście produkcji swoich utworów – prosto i bez zbędnych upiększeń.
Jeśli zaś chodzi o stronę liryczną, powiedziałbym, że jest to typowy polski album. Nie mam zielonego pojęcia o czym są te piosenki. Nie jestem wstanie dostrzec tu głębszej treści, choć nie wykluczam, że być może jestem na nie za głupi. Ot poetycka pisania o ludzkich sprawach, przekazana w dość nieludzki sposób. Nie jest to jednak szczególną wada Atlasu Iskier – energia wszystko wynagradza.
To, co najlepsze – to, co najgorsze!
Atlas Iskier raczej nie skłania mnie do krytyki konkretnych kompozycji. Wszystkie uważam za generalnie w porządku i nie sądzę, żeby któryś zasługiwał na zniknięcie z tracklisty. Są jednak takie, które zasługują na wyróżnienie.
W szczególności do gustu przypadł mi utwór Houston. Piękna przestrzenna melodia i delikatny śpiew Ofelii, który równoważy dziki, choć surowy wokal Piotra Roguckiego. W podobnym kosmicznym klimacie utrzymany jest Miłe Popołudnie, choć jest w tym zdecydowanie bardziej tajemniczy, acz jednocześnie zachęcający do wspólnej podróży. Z kolei nieco dramatyczny Dyskont Dla Szaraków świetnie współgra z rzeczywistą atmosferą tytułowych sklepów Wspomnę też otwierającą de facto Szczyptę Szarych Iskier, bo te organy we wstępie są wyśmienite i chciałbym ich słuchać więcej.
KARAŚ/ROGUCKI stworzyli naprawdę przyjemny album, o którym będę myśleć i oczywiście słuchać przez następne miesiące. Atlas Iskier ma w sobie tę iskrę, której za każdym razem poszukuję w muzyce, bo rzadko można na nią trafia. Niech nam zatem błyszczy, a KARAŚ/ROGUCKI próbują wskrzesić je na nowo jeszcze dużo, dużo razy.