Eurowizja 2023, czyli brytyjska herbatka z mlekiem

Zjednoczeni muzyką, podzieleni za kulisami. Choć finał 67. Konkursu Piosenki Eurowizji był jak najbardziej satysfakcjonujący, mam poczucie, że do tej paneuropejskiej herbatki dolano nam brytyjskiego mleka. Nie wszystkim było to w smak, w tym też i mnie, wprawiając w poczucie zakłopotania. Zatem zanurzmy się w niej i podsumujmy Eurowizję roku 2023.


Wracając do mojego TEKSTU sprzed roku, trzeba przyznać, że rzeczywiście niewiele się zmieniło
w Eurowizji. O tym jednak za chwilę – najpierw piosenki. Wraz z poznawaniem konkursowych utworów, nie byłem nimi jakoś szczególnie podekscytowany. Czasami wręcz czułem zawód tym, co nam zaproponowano. Nie zmieniło to jednak faktu, że pozostałem ciekaw tego jak Eurowizja
w Liverpoolu się skończy. Tym sposobem powstał ranking, gdzie podstawą oceny były moje pierwsze wrażenia odnośnie każdej konkursowej piosenki.

JESTEM NA TAK WAHAM SIĘ JESTEM NA NIE
Czechy, Estonia, Finlandia, Francja, Gruzja, Hiszpania, Izrael, Mołdawia, Niemcy, Norwegia, Portugalia, Słowenia, Szwecja, Wielka Brytania, Włochy
Albania, Armenia, Australia, Austria, Belgia, Cypr, Dania, Grecja, Holandia, Irlandia, Islandia, Litwa, Malta, Serbia, Szwajcaria
Azerbejdżan, Chorwacja, Łotwa, Polska, Rumunia, San Marino, Ukraina

Jak już dziś wiem, moje oceny nie pokryły się jeden do jeden z tym, co finalnie się stało w Liverpoolu. Tym bardziej mając na względzie konkursowe występy, dziś to zestawienie wyglądałoby nieco inaczej. Czas mijał, pre-eurowizyjne imprezy się odbyły, dramy płonęły ogniem pięknym no i nastał maj…

Scena na której odbyła się Eurowizja 2023 w Liverpoolu
źródło: https://eurovision.tv/gallery/liverpool-2023-stage-unveiled

Ic kajna krejza, czyli organizacja i entourage

Nie mogę nie zacząć tego podsumowania od tego tornada co zowie się Bejba. Jak dwadzieścia lat (!) śledzę Eurowizję, nie widziałem tak absurdalnego uczestnika konkursu jak właśnie wysłanniczka TVP, czyli Blanka Stajkow. Od skandalu, przez memy ośmieszające, a potem wielbiące, aż po kolejne kontrowersje. Witamy w wielkim kręgu internetowego życia… Pamiętając, że żyjemy w postświecie i zasada „nieważne jak mówią, ważne żeby byli mówili” jest w cenie jak nigdy, nie dziwi mnie to, co się stało. Popkulturowy eksperyment o kryptonimie Blanka okazał się sukcesem wytwórni, porażką polskiej debaty publicznej oraz gorzką pigułką do przełknięcia dla kobiety, która użyczyła ciała tej korporacyjnej koncepcji.

Dlatego też bardzo chłodno podchodziłem do „polskiego występu”, nie mając wobec niego oczekiwań. Niestety, nawet w takiej sytuacji byłem zawiedzony tym, co zobaczyłem. TVP po prostu nie potrafi stworzyć występu, który mógłby zostać realnie doceniony przez jury i fanów Eurowizji. Tym bardziej nie ma mowy nawet o potencjalnym zwycięstwie. Jeśli kiedyś nadejdzie ten dzień, uznam to raczej za wyjątek od reguły.

Również EBU, czyli organizator Eurowizji, postanowił pójść tropem kontrowersji. Mam tutaj na myśli różnego rodzaju obostrzenia i zakazy w prezentowaniu oraz relacjonowaniu prób przez dziennikarzy zgromadzonych w Liverpoolu. By tego było mało, restrykcje zostały poszerzone jeszcze w trakcie trwania całego wydarzenia. Oficjalny powód? Żeby ograniczyć hejt w stosunku do artystów. W gruncie rzeczy jest to argument słuszny. Mam jednak poczucie, że to nierzadko słuszna krytyka wobec nadawców publicznych miała zostać ukrócona, bo to one de facto kreują konkursowe występy. Niestety rykoszetem oberwali dziennikarze, w tym stricte eurowizyjni, których miejsce pracy było w praktyce zbędne. Sam będąc dziennikarzem, jestem zaniepokojony poczynaniami EBU i myślę, że nie jestem w tym jedyny.

Osobiście nigdy nie śledziłem prób do tego stopnia, żeby analizować każde zdjęcie i klatkę zapowiedzi wideo danego występu. Nie zmienia to jednak tego, że dotychczas normalnym było pokazywanie smaczków zza kulis, bo stanowiło o transparentności Eurowizji. Dziś, niestety, świadczy to raczej o chęci uniknięcia konstruktywnej krytyki oraz przywiązaniu do pewnego chińskiego medium społecznościowego.

Raz tak, raz śmak, czyli propozycje, półfinały i inne przypadki

Pierwszy półfinał Eurowizji był spektaklem bardzo przyjemnym dla oka. Niestety dla ucha było już troszkę gorsze. Od trzech lat organizatorzy pozwalają na użycie tak zwanych chórków z taśmy. Jednak tym razem jego stosowanie przeszło najśmielsze oczekiwania, ponieważ części artystów praktycznie nie było słychać. Być może to właśnie ten problem organizatorzy chcieli przed nami ukryć. Najbardziej ten problem był widoczny, a w zasadzie słyszalny,  przy występach 🇫🇮 Finlandii (Käärijä), 🇵🇱 Polski (Blanka), 🇷🇸 Serbii (Luke Black) i 🇲🇹 Malty (The Busker). Poza tym, pierwszy półfinał mogę uznać za naprawdę udany. Niestety oczekiwania wobec drugiego półfinału były automatycznie niższe, co w czwartek okazało się słuszne. Pomimo całkiem dobrego startu, gdzieś przy występie 🇬🇷 Grecji (Victor Vernicos) byłem coraz to bardziej znudzony całym show. Sytuacji nie udało się nawet poprawić tegorocznym faworytom Eurowizji, czyli 🇸🇮 Słowenii (Joker Out) i 🇦🇹 Austrii (Teya & Salena).

Co do samych wyników, nie mam w zasadzie większych obiekcji. Choć niektóre występy powinny być obiektywnie w finale, jak 🇱🇻 Łotwa (Sudden Lights) czy 🇬🇪 Gruzja (Iru), niestety zabrakło im trochę szczęścia – w przypadku tego pierwszego wartego zaledwie cztery punkty. Jednak wraz z dalszym wyczekiwaniem na finał, wiedziałem jedno. To już nie jest ten sam konkurs, co jeszcze nawet roku temu.

E-e-a-a, czyli wielki finał

To nie był mój ulubiony finał Eurowizji. Wszystko było dobrze dopracowane i na godnym tego wydarzenia poziomie. Jednak to tyle – solidna czwórka na świadectwie. Zabrakło mi czegoś, co uczyniło z tego widowiska coś oryginalnego, niepowtarzalnego na tle pozostałych roczników. Nie mogę jednak powiedzieć, że to była zła Eurowizja, wręcz przeciwnie, była solidna, lecz nic więcej.

Największe wyróżniki? Prowadząca Hannah Waddingham – dajcie tej kobiecie talk show, natychmiast. Konkursowe występy też mogę zaliczyć na plus, choć żaden z nich nie wzbudził we mnie tak ekstatycznych emocji, jak co po niektóre w zeszłym roku. Dobrym jest też zwycięstwo 🇸🇪 Szwecji (Loreen), pomimo braku zaskoczenia od strony fanów, którzy już jakiś czas temu ogłosili fakt jej ponownego triumfu. Z mojej subiektywnej perspektywy, na lepszy wynik zasługiwali 🇩🇪 Niemcy (Lord of the Lost), 🇵🇹 Portugalia (Mimicat), 🇸🇮 Słowenia (Joker Out), 🇪🇸 Hiszpania (Blanca Paloma) i 🇦🇲 Armenia (Brunette). Na mniej nie zasługuje nikt – może poza Panem Markiem Sierockim, którego ‘San Remo’ i ‘E-e-a-a’ przyprawiło widzów o zażenowanie.

Nasza mnie też myśl, co do automatycznych finalistów. Jedyną opcją, aby osiągali sukces jest oferowanie fenomenalnych występów. Jedynie Włochom udaje się ta sztuka konsekwentnie, znajdując się w najlepszej dziesiątce nieprzerwanie od sześciu edycji Eurowizji. Nawet dobry występ czasem nie wystarczy, kiedy widownia ma już swoich faworytów wywodzących się z półfinałów. Tym sposobem Hiszpania, Wielka Brytania i Niemcy musieli ponownie zmierzyć się ze słabym wynikiem, choć niezasłużenie.

Ranking

Wraz z poznaniem wszystkich konkursowych wstępów, przygotowałem ranking. Zacznę go od krajów, które moim zdaniem niestety nie znalazłyby dla siebie miejsca:

27. 🇷🇸 Serbia 28. 🇮🇸 Islandia 29. 🇵🇱 Polska 30. 🇲🇹 Malta 31. 🇳🇱 Holandia 32. 🇸🇲 San Marino
33. 🇩🇰 Dania 34. 🇦🇿 Azerbejdżan 35. 🇮🇪 Irlandia 36. 🇬🇷 Grecja 37. 🇷🇴 Rumunia

Zaś moja finałowa stawka wyglądałaby tak:

1. 🇸🇪 Szwecja 2. 🇱🇹 Litwa 3. 🇪🇪 Estonia 4. 🇳🇴 Norwegia 5. 🇵🇹 Portugalia
6. 🇫🇮 Finlandia 7. 🇦🇲 Armenia 8. 🇮🇹 Włochy 9. 🇩🇪 Niemcy 10. 🇮🇱 Izrael
11. 🇪🇸 Hiszpania 12. 🇸🇮 Słowenia 13. 🇺🇦 Ukraina 14. 🇧🇪 Belgia 15. 🇨🇿 Czechy 16. 🇦🇺 Australia
17. 🇦🇹 Austria 18. 🇫🇷 Francja 19. 🇱🇻 Łotwa 20. 🇨🇭 Szwajcaria 21. 🇲🇩 Mołdawia
22. 🇦🇱 Albania 23. 🇨🇾 Cypr 24. 🇭🇷 Chorwacja 25. 🇬🇪 Gruzja 26. 🇬🇧 Wielka Brytania

Jesteśmy jednością… prawda?

Oczywiście dla przeciętnego widza nadal tak. Jednak wydaje mi się, że środowisko fanów zrzeszonych w krajowych fanklubach OGAE, do którego zresztą należę, dostrzega, że jest coraz mniej jest dla nas miejsca. Nie wynika to z faktu, że musimy je dla kogoś zrobić, a raczej poczucia organizatorów, że nie jesteśmy im już do niczego potrzebni. Eurowizja trafiła pod światowe strzechy i mówi się o niej w dużych, międzynarodowych mediach. Być może z tego powodu EBU uznało eurowizyjnych dziennikarzy za nieistotnych w tej układance, co byłoby kolejnym powodem ich tegorocznej strategii medialnej.

Na to wszystko nakłada się cicha rywalizacja zachodu i wschodu, o czym możecie posłuchać w TYM wyśmienitym materiale. Nic więc dziwnego, że wraz z powrotem Eurowizji w łaski krajów zachodnich, do rywalizacji powróci w przyszłym roku Luksemburg. Dość niespodziewany pomysł, choć jak najbardziej zrozumiały. Wraz z zwycięstwem Austrii, Portugalii, Holandii i Włoszech, przy jednoczesnych porażkach Macedonii, Chorwacji, Gruzji i wycofaniu się Turcji, klimat jest zdecydowanie inny, niż piętnaście lat temu.

A zatem za rok jedziemy do Szwecji. Pora niestety się przyzwyczajać, że będziemy szli na coraz to większe kompromisy. To na pewno nie jest koniec Eurowizji, bo zmiany zawsze dobre. Jednak aktualne wydarzenia tylko mnie utwierdzają w poczuciu, że generalnie świat zmierza w niepokojącym kierunku, czego 67. Konkurs Piosenki Eurowizji jest wyłącznie symptomem.

Podziel się tym artykułem

Opublikowano:


Kategoria:



AUTOR