To! Jest! Fenomenalne! Jessie Ware – That! Feels Good! (Recenzja #178)

Wokalistka Jessie Ware wraz z logo strony internetowej poptymista.pl

Kto nie kojarzy imienia Jessie Ware, ten zapewne nie wie, że jej twórczość uczyniła ją jedną z najbardziej docenionych brytyjskich wokalistek ostatniej dekady. Dlatego też premiera piątego studyjnego albumu That! Feels Good! wiązała się przede wszystkim z jednym pytaniem – czy to koniec jej kariery, czy wręcz przeciwnie? Zważywszy, że przeczytaliście tytuł, pytanie to jest…


Może to dość uszczypliwa uwaga, ale kariery zagranicznych artystów w Polsce raczej nie przekładały się na ich popularność w innych zakątkach świata. Dlatego kiedy Jessie Ware dekadę temu była niemalże katowana przez polskie rozgłośnie radiowe, raczej nie wróżyłem jej większych sukcesów. Ku zaskoczeniu wielu z nas, w tym chyba samej Ware, wraz z What’s Your Pleasure? wszystko się zmieniło. Choć nie był to mój ulubiony album roku 2020, na pewno można go było docenić za charakter i produkcję, co dostrzegli też fani oraz dziennikarze muzyczni na całym świecie. Nic wiec dziwnego, że przed That! Feels Good! stało całkiem sporo oczekiwań, jednak tak owe rozwiano natychmiastowo.

That! Feels Good! to młodsza siostra What’s Your Pleasure?, która nie dość, że jest mądrzejsza o doświadczenia swojej poprzedniczki, ale jest też dzięki temu zdecydowanie pewniejsza siebie oraz swoich artystycznych wyborów. Jessie Ware postanowiła dobrze się bawić i gwizdać na tych, którym może być to nie w niesmak. Bycie dojrzałą kobietą nie oznacza zakopania się w workowatych ubraniach czy kuchennych utensyliach, bo to właśnie teraz jest pora na wspaniałe przygody. Choć Ware jest świadoma tego kim jest – kobietą, matką i gwiazdą muzyki, bez wahania odpina wrotki i idzie w dziki, choć w pełni kontrolowany tan, co jest po prostu fajne.

Tych dziesięć numerów składających się na That! Feels Good! stanowią niemalże kwintesencję beztroskiej zabawy, gdzie nostalgia i tęsknota ustępują najzwyklejszej przyjemności. Przez to, że Jessie Ware jest tak pewna tego kim aktualnie jest sprawia, że idę w to jak w dym, bez żadnych wątpliwości. By tego było mało, w tej zabawie jest metoda, bo Ware ma też coś do powiedzenia. W jej ustach frazesy typu „uwolnij się” czy „chwytaj życie”, są szczere i nie trącą tandetą, stanowiąc życiową prawdę, a to się ceni.

That! Feels Good! czerpie pełnymi garściami z nurtu muzyki disco, jednak nie polegając wyłącznie na jego sztampowych tropach. Album ten stanowi odę do lat 70., niżeli fałszywie budząc we mnie poczucie nostalgii spod znaku „kiedyś to było”. Jessie Ware nadała tym piosenkom niezwykłej szlachetności i sceniczności, przywodząc mi na myśl twórczość takich europejskich gwiazd disco jak Amanda Lear, Dalida czy Abba. Co istotne, wszystko to nurza się we współczesnej produkcji, która w moim mniemaniu wznosi to dzieło to statusu jednego z wielu klasów muzyki pop XXI wieku. Oczywiście, nie każdemu ten konkretny album przypadnie do gustu, ale uważam, że niewielu będzie takich, którzy powiedzą, że to zła muzyka. Melodie te cudownie otaczają przestrzeń wokół słuchacza, ciesząc swoją głębią, soczystością oraz nagromadzeniem instrumentów. Klasa sama w sobie! Lirycznie natomiast powiedziałbym, że jest w porządku, bez większych ekscesów i eksperymentów. Proste prawdy w ustach Jessie Ware mają moc, więc czemu by nie wsłuchiwać się w nie z należytą uwagą.  

W zasadzie każda piosenka tworząca doświadczenie jakim jest That! Feels Good! zasługuje na to, aby zostać docenioną. That! Feels Good! jest idealne do pierwszego, rozgrzewkowego tańca, nie będąc propozycją ani zbyt szybką, ani zbyt powolną. Free Yourself świetnie sprawdził się jako pierwszy singiel i ciągle nucę pod nosem. Pearls – istna jazda bez trzymanki i w zasadzie kwintesencja nieskrępowanej energii jaką Jessie Ware chce w nas obudzić. Hello Love urzeka swoją płynnością i lekkością, przygotowując nas na dalsze wygibasy. Begin Again jest stosunkowo blisko Free Yourself, choć zdecydowanie urzeka mnie swoją pompatycznością. Na szczęście Beautiful People nie skorzystał z banalnego w tym momencie sampla, oferując coś absolutnie lepszego. Freak Me Now to mój personalny ulubieniec, będąc kolejnym rollercoasterem kolorowych, muzycznych wrażeń. Shake The Bottle jest niezwykle zabawne, przywodząc mi na myśli dyskotekowy klasyk Let’s Have A Kiki. Lighting oraz These Lips natomiast nastrajają do patrzenia z nadzieją na zbliżający się wielkimi krokami poranek po wielkiej imprezie, co robią wprost przepięknie.

That! Feels Good! nie ma sobie równych i uważam, że to naprawdę najlepszy album ze świata disco XXI wieku. Jessie Ware przeszła samą siebie, odkrywając radość z muzyki, którą tworzy. Nie mam wątpliwości, że to dzieło zostanie ze mną na długo i będzie mnie cieszył przez jeszcze długi okres czasu. Jeśli szukacie muzyki na całonocne imprezy, to jest obowiązkowa pozycja, zarówno jutro, za rok, jak i za dziesięć lat!

Podziel się tym artykułem

Opublikowano:


Kategoria:



AUTOR