Gag Order to piąte studyjne dzieło Keshy Sebert, znanej również niegdyś jako Ke$ha. Jednocześnie jest to jej ostatni krążek, który wydaje pod szyldem wytwórni niesławnego Dr. Luke’a. Nie dziwi mnie zatem fakt, że to najmniej komercyjne oblicze Keshy. Jest coś niecnie satysfakcjonującego w tym, że wykorzystuje się czyjąś pozycję przeciwko niemu – pożegnanie z przytupem, choć z dala od liczb odtworzeń i list przebojów.
Kibicować Keshy realnie zacząłem kiedy wydała swój trzeci album – Rainbow, jeden z moich ulubionych krążków roku 2017. Ten idealnie pokazywał kim Kesha jest i kim chciałaby zostać w niedalekiej przyszłości. High Road natomiast było nieudaną próbą kurczowego trzymania się tego, co sprawiło, że swego czasu Ke$ha stała się sławna. Na nasze szczęście, Gag Order zapowiadał się jako volta w kontekście jej dotychczasowej twórczości. Na wieść o singlach Fine Line oraz Eat The Acid byłem ciekaw tego, co finalnie usłyszę. Nadszedł w końcu dzień premiery i trzeba przyznać, że to kawałek naprawdę odważnej muzyki.
Na cieńkiej linii
Kesha na dobre porzuciła znak dolara, chcąc okryć prawdziwą siebie. Pomaga jej w tym brutalna szczerość, śpiewając o swoich najtrudniejszych uczuciach. Choć do tej pory nie było to dla niej to totalnie obce, tak dla Gag Order jest siłą napędową. Z jednej strony słowa Keshy są wyzwalające, ale z drugiej smutne. Chyba nigdy nie zetknąłem się z dziełem, które byłoby tak bolesne. Nareszcie odważyła się powiedzieć co przez ten cały czas leżało jej na sercu, aby w końcu sobie odpuścić. Potem znaleźć nową życiową drogę i już nie patrzeć się za siebie.
Gag Order to trudny orzech do zgryzienia. Porównałbym go do rozmowy między dwoma bardzo bliskimi osobami. Wyobraźcie sobie taką sytuacje. Ktoś przechodzi trudne chwile w życiu, popełnił absolutnie wszystkie błędy i jest z tego powodu w kompletnej rozsypce. Wysłuchujesz go, ale myślisz jak tej osobie możesz pomóc? Próbujesz zrozumieć, ale nagle zdajesz sobie sprawę, że nie wiesz jak zareagować. Na koniec dnia sam jesteś emocjonalnie pokiereszowany, nie mogąc przestać o tym myśleć. Nie jest to szczególne przyjemne uczucie, które niestety Kesha przelała i na mnie.
Trudno mi nazwać Gag Order gratką stricte dla melomanów, czy nawet dla fanów samej Keshy. Choć od strony produkcyjnej i lirycznej nie mogę mu niczego zarzucić, nie mam potrzeby, ani szczególnej ochoty, aby do niego wracać. Gag Order powstał z najczystszej chęci autorki do zmierzenia się z samą sobą. Oczywiście należy to docenić, ale trudno jest mi osobiście pałać ekscytacją do muzyki, która jest niemalże jak czyiś pamiętnik. Czuje się zaproszony do prywatnego życia zupełnie obcej mi osoby. Jestem skrępowany tą sytuacją, bo nie jestem pewien, czy powinienem być aż tak bardzo w nią wtajemniczony.
To, co najlepsze – to, co najgorsze
Jak już wspomniałem, Gag Order jest pod każdym względem świetne. Rick Rubin po raz kolejny pokazał dlaczego już od tylu lat jest ceniony przez branżę muzyczną. Co warto też pochwalić, Kesha została potraktowana serio, urzeczywistniając jej wizję, a ta okazała się naprawdę ciekawa.
Gag Order to jeden wielki eksperyment w kontekście dotychczasowego stylu wokalistki. Trochę rocka, trochę elektroniki, dużo trudno definiowalnych dźwięków, mało tych popowych. Lirycznie Gag Order również może pochwalić się dojrzałością. Kesha w pełni otworzyła się przed światem. Mówi w zasadzie o wszystkim, wprost – o zwątpieniu, samotności i cierpieniu, nie potrzebując budowania żadnych skomplikowanych metafor.
Choć Gag Order generalnie mogę uznać za album udany, tak chciałbym dostać go znacznie więcej. Ram Dass Interlude oraz Only Love Reprise zdają się trochę pełnić rolę wypełniacza. Natomiast The Drama, jeśli już trzymamy się tej konkretnej wizji, powinien kończyć się utworem „House Cat Interlude”.
Z pozytywów, najlepszym okazał się moim zdaniem numer Only Love Can Save Us Now, choć najmniej pasuje do całego klimatu tego dzieła. Something To Belive i Eat The Acid tworzą świetny duet. Tak jak początek był dobry, tak koniec też sprawił mi dużo przyjemności. Hate Me Harder i Happy fantastycznie podsumowują przygodę Keshy, czyniąc ją dziś szczęśliwą kobietą. Choć Peace & Quiet jest totalnie dziwne i nie jestem pewny czy jest to dobra piosenka, tak ją doceniam.
Cieszy mnie to, że Kesha postanowiła zmierzyć się z najmroczniejszym okresem w swoich życiu. Pomimo, że Gag Order nie jest typowym albumem, jest dziełem wartym uwagi. Może nie przynosi on czystej przyjemności z jego słuchania, ale być może pozwoli komuś też zmienić tok swojego życia. Krążek wyjątkowy, bo powstały w wyjątkowych okolicznościach.