Z bani? Krzysztof Zalewski – ZGŁOWY (Recenzja#225)

Wizerunek Krzysztofa Zalewskiego promujący album "ZGŁOWY"

Krzysztof Zalewski wydał album. I co? „ZGŁOWY” weszło mi na głowę, więc trzeba było sprawdzić w czym tkwi jego fenomen.


Co by nie mówić, to jest niesamowita historia. Krzysztof Zalewski wygrał drugą edycję „Idola” w zamierzchłym roku 2003. Potem długo, długo nic. Przełomem była płyta Złoto z roku 2016, choć w tym samym roku zagrał w jednym najgorszych polskich filmów tamtego okresu, czyli „Historii Roja”. Zalef na dobre polubił się z mainstreamem wraz z „Męskim Graniem”, który wyniósł jego karierę na sam szczyt.

Wraz z premierą ZGŁOWY, zacząłem sobie dumać, dlaczego tak się stało. Znam parę numerów Zalewskiego, ale nigdy nie zgłębiałem się bardziej w jego twórczości. Co prawda słuchałem swego czasu Zabawy, ale to było tak dawno, że nie mogło to zrobić na mnie szczególnie dużego wrażenia. Natomiast społeczeństwo sukcesywnie podwyższało prestiż muzyki naszego księcia gitary, aż po dziś dzień. Czego więc się spodziewałem po ZGŁOWY? Głowa była otwarta i dobrze, bo to co usłyszałem jest dobre, choć neutralne. 

Krzysztof Zalewski ma to już z głowy

Może to tylko ja, ale spodziewałem się więcej. ZGŁOWY zaczyna się trzęsieniem ziemi, czyli swoim tytułowym singlem, żeby w kolejnych minutach zdawać relację naocznych świadków po całym zdarzeniu. Krzysztof Zalewski na pewno przekazał co chciał, choć nie jestem pewny, czy na tyle skutecznie, żeby określić go mistrzem w swym fachu. Przez mistrzostwo, mam przede wszystkim na myśli poczucie, że typ wchodzi, rozpieprza swoją gitarę i wychodzi. Gitary są niestety całe, choć nie zabrakło w nich odrobiny rockowej duszy.

Nie mogę jednak odmówić ZGŁOWY tego, że może się podobać. To naprawdę zgrabny kawał muzyki, któremu przydałoby się zbudować napięcie. Jestem wstanie jednak dopuścić myśl, że Zalewski należąc do świata rocka, może sobie pozwolić na więcej nonszalancji i nie stosowania się do popowego spojrzenia na produkcję muzyki. Sądzę jednak, że struktura popowej piosenki bądź inna forma roztaczania klimatu, na pewno pozytywnie wpłynęłaby na to, co ZGŁOWY oferuje. 

Jest dobrze, mogło być świetnie

ZGŁOWY to klasyczny alternatywny rock, który już od jakiś 10 lat krąży w setce różnych wariacji po świecie. Być może przydałoby się tu trochę innowacji, życia na krawędzi i mniej sztampowych pomysłów. Krzysztof Zalewski poszedł na dość klasyczny kompromis, gdzie tego typu nuty mogą zostać zagrane zarówno w radiu, jak i trafić w gusta niedzielnych słuchaczy. Mimo wszystko jest to solidne i za to Panu Zalefowi należy się aprobata. 

Lirycznie natomiast – od Sasa do Lasa. Trochę autobiograficznie, raczej o niczym szczególnym, co spowodowałoby refleksję nad moi żywotem. Typowe polskie pisanie. Gdy słychać rymy i nie do końca wiadomo o co chodzi, na pewno znajdzie się w tym jakiś walor poetycki, a zatem publiczność doceni. Zresztą twórczość Zalewskiego idealnie sprawdza się na koncertach, gdzie treść nie gra tak istotnej roli. Wtedy to właśnie muzyka staje się najważniejsza, o co zapewne Krzyśkowi chodzi.

To, co najlepsze – to, co najgorsze!

Nie mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że któryś z utworów mi się nie podobał. ZGŁOWY na pewno pozwala polubić tworzące go piosenki, raczej nie dopuszczając do zrodzenia się jakiś negatywnych emocji, a co cieszy.

Zdecydowanie najbardziej raduje mnie tytułowy singiel. Mocny przekaz i mocne brzmienie. Utwór potrafi zrobić wrażenie, tym bardziej, że u nas mało tak otwarcie autobiograficznych przebojów. Bardziej przystępny jest O Deszczu, choć i w tym utworze Krzysztof Zalewski nie odpuszcza i zdziera gardło absolutnie. Co jeszcze a propos szczerych wyznań, Mamo początkowo nie przykuło mojej uwagi, na szczęście w porę dał o sobie znać.

Krzysztof Zalewski wpisał się już historię polskiej muzyki XXI wieku. Czy ZGŁOWY to ugruntuje? Nie, ale z pewnością godne uzupełni jego dotychczasową twórczość. Może powinienem się wybrać na jego koncert, żeby lepiej poczuć klimat jego muzyki? Trzeba będzie to rozważyć.

Podziel się tym artykułem

Opublikowano:


Kategoria:



AUTOR