Katarzyny Nosowskiej nikomu nie trzeba przedstawiać – ikona wśród ikon, która jak coś wyśpiewa, tudzież powie, to powie i basta. To też wydana w roku 2018 BASTA stanowiła jej najdziksze oblicze, choć lirycznie nadal pozostawała sobą. Niestety, musieliśmy czekać kolejne pięć lat, żeby poznać nowy raport ze świata naszej ulubionej Szczecinianki. Przyznam się, że single promujące DEGRENGOLADĘ kompletnie mnie ominęły, żeby nie powiedzieć, że nie zainteresowały. Zapewne dlatego, że nie były już tak dużym zaskoczeniem, jak Ja Pas! czy Nagasaki. Niemniej pozostałem czujny, aby napisać o tym, co takiego nowego Nosowska ma społeczeństwu do przekazania.
DEGRENGOLADA to bezsilność, ale pozorna. Tak jak przy BAŚCIE Nosowska miała jeszcze siłę krzyczeć i się buntować, dziś zdaje się czuć, że niewiele to dało, bo jest coraz to gorzej. Ten album to oda do chwil, gdzie nadzieja jest już bliska zgonowi. Odpowiedzi na ważne pytania są dostępne i w zasadzie jasne jak słońce, jednak nie przebijają się przez nasze zachmurzone czerepy.
Bal się skończył, bo rzeczywistość skrzeczy, skrzypi i ledwo zipie. Nie tyczy się to tylko otoczenia w którym przyszło nam żyć, ale nas samych, ludzi. Przemijanie nie jest pełnym gracji procesem, prowokując do rozmyślania o tym jak to możliwe. Nosowska to widzi i jest z tego powodu niepocieszona. Niemniej, ma w sobie nadzieję i dostrzega ją w naturze, czymś niezależnym od człowieka, który przyprawia wszystkich, nawet siebie samego, o ból głowy.
Ta DEGRENGOLADA jest przede wszystkim doświadczeniem do słuchania. Nosowska postanowiła po raz kolejny wywrócić wszystko do góry nogami, nie dając nam dzieła łatwego w odbiorze. To lektura dedykowana bacznym słuchaczom, który chcą od muzyki tęgiej rozkminy. Takie też to jest dzieło, nie dając poczucia powierzchownej satysfakcji z jego doznawania.
Katarzyna Nosowska przygotowała gorzką pigułkę prawdy, chcąc pobudzić nas do akcji, ale i próby zmierzenia się z trudnymi sprawami. Czy to wypada się dobrze bawić, gdy wokoło tyle smutku? Czy to starość czyni z człowieka dziada, czy to dziad w tym człowieku zawsze siedzi? Czy to nie czas, aby na dobre zakończyć historię ludzkości?
Tak jak już wspomniałem, DEGRENGOLADA jest zupełnym przeciwieństwem swojego poprzednika. Kasia Nosowska postawiła tym razem na alternatywny rock, z domieszką elektroniki i klimatycznego ambientu. Wszystko ma tu sens, nie przyprawiając mnie o zakłopotanie. Co istotne, melodie te są stosunkowo minimalistyczne, pozwalając aby to treść albumu grała tu pierwsze skrzypce. Jak też przystało na Nosowską, teksty są świetne, mają przekaz i potrafią uczynić go dobitnie słyszalnym. Skłonienie mnie do refleksji było natychmiastowe, nic więc dziwnego, że ta recenzja przyszła mi z taką łatwością.
Trudno jest mi wybrać najlepsze piosenki z albumu, który w zasadzie nie jest po to, żeby mi się podobać. Jednak bycie dziennikarzem zobowiązuje, więc powiem o swych „ulubieńcach” tej DEGRENGOLADY. Na przykład takie Larum – idealna mieszanka pozornie wesołej melodii i przygnębiających słów. Ledwie Wczoraj również wyróżnia się tymi dwoma skrajnymi cechami, dlatego i on zasługuje na moje ciepłe słowo. Runo natomiast ma w sobie coś niezwykle urzekającego i niewinnego, w tej swojej czułości do natury. Predatoprzywry fenomenalnie się zaczynają i na szczęście utrzymują ten poziom do samego końca. Chciałbym lubić bardziej Zimno z udziałem
Jakuba Józefa Orlińskiego – w tej wersji jest go po prostu za mało. Zaś Piękna Degrengolada rzeczywiście jest ładna i za to również otrzymuje ode mnie miłe wspomnienie.
Nosowska jak zwykle dowozi świetną muzykę i pomimo swojej tematyki potrafi cieszyć. Nie ma zapewne drugiego takiego albumu, bo i autorka wyjątkowa. Szkoda tylko, że tematyka nie jest równie wyjątkowa, opowiadając o naszych zwykłych ludzkich wadach. Doprawdy szczególna to DEGRENGOLADA, ale nasza, swojska.