Odcinanie kuponów? sanah – Kaprysy (Recenzja#219)

Wizerunek sanah promujący album "Kaprysy".

Co człowiek, to kaprys. Najwidoczniej sanah ma ich w zanadrzu całkiem sporo, bo wydała cały album na ich temat, zatytułowany „Kaprysy”.


sanah to gwiazda – najsłynniejsza obecnie polska wokalistka. Dlatego nie dziwię się sobie, że nigdy nie przesłuchałem żadnego jej albumu, a piosenki kojarzę co najwyżej z radia bądź telewizji. Nie po drodze mi z wieszczami i wieszczkami popkultury, a w szczególności w aktywnym czasie ich „wieszczenia”. Co jednak godne podziwu, w ciągu pięciu lat kariery, Zuzanna Grabowska wydała tyle dobrego materiału, że niektórzy z naszych artystów mogą jedynie zazdrościć.

Czy zatem spodziewałem się czegoś konkretnego po Kaprysach? Nie, bo czy wytwórnia jest wstanie pozwolić swojej kurze znoszącej złote jajka na jakiekolwiek radykalne zmiany? Odpowiedź nasuwa się sama. Być może jest też tak, że sama sanah nie ma potrzeby odkrywania siebie na nowo, bo znalazła już swój styl i konsekwentnie się go trzyma. Przed piątkową premierą nie słuchałem żadnego singla i nie słuchałem żadnego wywiadu, żeby realnie zetknąć się z muzyką Pani Zuzanny. W między czasie swoje trzy grosze też TikTok, żeby tylko utwierdzić mnie w swym skołowaniu. 

sanah kaprysi, a my razem z nią

Tytuł Kaprysów rzeczywiście oddaje klimat i styl tego albumu. Być może sanah nie kaprysi jako opowiadaczka historii, ale wokalistka już tak. Niby jest to względnie ten sam kawałek muzyki, co przez te ostatnie pięć lat, a jednak jest coś w nim innego. Autorka raczej nie odżegnuje się od retro stylistyki z której jest znana. Nie jest to jednak też absolutna zmiana, ba, trudno mi tu dostrzec zbyt wiele świadomych artystycznych wyborów. Kaprysy pozwalają doświadczyć swoistego the best of sanah, okraszonego skrzypcowym kaprysami. To jeden z niewielu smaczków, które czyni ten album ciekawym w konsumpcji.

Niestety poczucie to potęguje jeszcze fakt, że niektóre z utworów są pożyczone, żeby nie powiedzieć, że ukradzione, od innych artystów. Stąd też wątek TikToka, gdzie ludzie otwarcie zastanawiają się nad tym faktem. Jeśli rzeczywiście jest to samplowanie, w przypadku takiego Wiśta wio!, autorzy This Is The Life powinni znaleźć się wśród autorów, a ich tam nie ma. Jeśli zatem sanah nie miała nawet pomysłu na realnie nowe kompozycje, może powinna wstrzymać się z premierą Kaprysów, aby naprawdę zaproponować coś świeżego.

Niby nowe, a stare

Kaprysy to pop, który ani niczym nie razi, ani też niczym szczególnym nie inspiruje. Porządna produkcja, czerpiąca ze sporej ilości stylów, lecz polegający na sztampowym schemacie. Ogromna szkoda, że ten piąty album nie jest nawet próbą rozwinięcia tego, co sanah do tej pory tworzyła. Kto stoi w miejscu, ten de facto się cofa.  

Lirycznie również nie dostrzegłem zaskoczeń. Wszystko zgodne ze stylem i umiejętnościami swej autorki. Sanah pozostaje wierna niepoprawnie romantycznej personie. Zważywszy na mieszanie opinie internautów, grupa docelowa jeszcze jest wierna swej idolce, ale kiedyś to przeminie. Chciałbym, żeby sanah to dostrzegła i poszła na przodu ze swoją twórczością. Wracając do myśli z początku, pytanie czy nie może tego zrobić czy po prostu nie chce, bo już nie musi. 

To, co najlepsze – to, co najgorsze!

Absolutnie szczerze, Kaprysy trącą w moich oczach ze względu na swoją długość. Fani zapewne są w niebo wzięci, bo mogą absolutnie zatopić się w „nowych” utworach swojej idolki. Mnie to jednak nie rusza, przez co niewiele utworów mnie realnie zainteresowało.

Moim personalnym ulubieńcem stal się utwór Sad. Mam poczucie, że to jeden niewielu utworów z silnym przesłaniem podążania własną ścieżką. Może sanah powinna wziąć go bardziej do siebie… Abstrakcyjnie w kontekście Kaprysów wypada Miałam Taki Kaprys!!! – bit totalnie buja, miła odmiana od słodkiej aury tego krążka. W tanecznym klimacie utrzymany jest też Nimbostratus, choć brzmi trochę jak stworzony dla Darii Zawiałow. Natomiast totalnie sanahowy jest Hip Hip Hura! będąc najlepszą reklamą tego dzieła. Nic więc dziwnego, że został głównym singlem.

Pomimo, że spędziłem z Kaprysami więcej czasu, niż planowałem, nadal nie wiem co mam o nim myśleć. Sanah na pewno czuje się spełniona jako artystka, bo przestaje wiedzieć co ze sobą zrobić  Z drugiej strony jest w tym wszystkim zaskakująco autentyczna, do czego nas zresztą przyzwyczaiła. Czy to powolny zmierzch sanah jako gwiazdy polskiej piosenki? Chyba nie, ale może się zaskoczę.

Podziel się tym artykułem

Opublikowano:


Kategoria:



AUTOR