Sztuka dawania. Troye Sivan – Something To Give Each Other (Recenzja #197)

Troye Sivan na okładce albumu Something To Give Each Other

Jak to jest dawać z siebie najszczersze emocje? Wie coś o tym Troye Sivan, który podzielił się ze światem swoim trzecim studyjnym albumem. „Something To Give Each Other” daje naprawdę wiele pozytywnych doznań. A jakich dokładnie?


Troye Sivan swego czasu był youtuberem – taka to ciekawostka. W ten sposób wystartował swoją międzynarodową karierę, która w 2015 oficjalnie przeobraziła się w ścieżkę wokalisty. Przez te bite osiem lat zupełnie nie byłem wstanie stwierdzić czy to, co tworzy ma jakąś artystyczną wartość i w ogóle ma rację bytu. Czas sobie płynął, Troye wypuszczał w eter kolejne piosenki, a ja (nie) czekałem na przełom. Ten przyszedł właśnie teraz.

Jak filip z konopi wyskoczył singiel Rush. Wystarczyło mi pięć sekund, żeby natychmiastowo się w nim zakochać. Znając też inne znane powiedzenie, jedna jaskółka wiosny nie czyni, nie oczekiwałem, że kolejne single Sivana będą wstanie mu dorównać. Srogo się pomyliłem, bo Got Me Started był równie dobry. Tym sposobem byłem nieco cieplej nastawiony do Something To Give Each Other. A nuż, widelec, okaże się naprawdę mocny – okazał się.

Czo ten Troye Sivan dał?

Podobno dobry album poznaje się po tym, że chce się do niego wracać. De facto nie byłoby tej recenzji, gdyby Something To Give Each Other nie zostawił po sobie właśnie takiego wrażenia. Troye Sivan nie postawił tylko na nowe artystyczne otwarcie, ale postawił też na siebie. Ten bez żadnych kompleksów wyraża swoją homoseksualność, jednak daje szanse na odnalezienie się innym w swych ludzkich uczuciach. Sivan nie próbuje być kimś, kim nie jest, bo na tyle już siebie poznał, że nie obawia się tego wyrażać i czyni to nader uroczo.

Something To Give Each Other jest niezwykle szczerym i otwartym zapisem tego, jak przełamywać swoje ograniczenia. Cieszy mnie, że Troye Sivan się przemógł, odżegnując od kompromisów czy nieintencjonalnego chowania w szafie. Ten album czerpie pełnymi garściami z tego, czego doświadczał w młodości, co również i mnie jest znane. W końcu dostrzegam w jego twórczości autentyczność, pomimo tego popowego blichtru – coś się zmieniło w Troye’u i to na lepsze.

Znamienity poziom miodności

Something To Give Each Other stoi inspiracjami z przeszłości, w szczególności dźwiękami przełomu wieków. Nie mogę się jednak oprzeć wrażeniu, że najsilniej czerpie z albumu niejakiej RobynHoney. Oba są niezwykle delikatne i subtelne w oferowanych melodiach. To tylko udowadnia, że wcale nie potrzeba pompatycznej produkcji, aby móc wzbudzić lawinę pozytywnych emocji. A to wszystko dzięki klasycznemu popowi, okraszonego elementami elektroniki oraz R&B, czyniąc ten album gotowym do osiągnięcia statusu klasyka XXI wieku. Paradoksalnie, to jednak jego treść najbardziej mnie zaciekawiła.

Troye potrafił naprawdę fajnie opowiedzieć o tym, jak to jest być gejem – przez fajnie mam na myśli normalnie. Ani nie fetyszyzuje swojej orientacji, ani też nie stawia się w roli ofiary zdeptanej przez innych ludzi. To, co mówi, nie bije fałszem, wręcz przeciwnie, wyczuwam w tym zwykłą ludzką naturalność. Co niezwykle ważne, Sivan nie tylko nam daje przyzwolenie na uczucia, ale i samemu sobie. Takie to zwykłe życie artysty, i to jest świetne.

To, co najlepsze – to, co najgorsze!

Siłą rzeczy Something To Give Each Other podobało mi się nader wyjątkowo. Chyba jego najsłabszym punktem jest fakt, że jak na pięć lat oczekiwania jest zdecydowanie zbyt krótki. Chciałbym dostać więcej tego dobra, bo jest czego tu doświadczać.

Myślę, że nie ma potrzeby dodawać nic w temacie trzech oficjalnych singli, bo są świetne. Cieszy mnie niezmiernie, że tak dobrze reprezentują cały ten album, jednocześnie nie dominując nad pozostałą siódemką utworów.

W temacie pozostałych piosenek, to również wymienię trzy z nich, mniej więcej. Honey cudownie zamykałby ten album, dzięki swojej nostalgicznej i słonecznej aurze. W zupełnie inne tony uderza Still Got It, które jest niczym modlitwa, co podkreśla sama jego melodia. Ex aequo na trzecim miejscu umieściłbym Silly oraz What’s The Time Where You Are?, przywodząc na myśl całonocne imprezy, gdzieś na Ibizie.

Czy Troye Sivan stworzył najgorętszy album pop tego roku? Z pewnością zasługuje na nominację w tej kategorii. Something To Give Each Other rzeczywiście dał mi sporo radości i z pewnością będzie mi ją dawać jeszcze przez długi okres czasu. Jak to się przełoży na jego kolejne lata kariery? Zobaczymy ile z tego doświadczenia weźmie dla siebie.

Podziel się tym artykułem

Opublikowano:


Kategoria:



AUTOR